Wspomnienia z życia Parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Szczawie.
„Trochę” po latach, jednak nigdy za późno, możemy dzięki nowej stronie internetowej, przypomnieć sobie i powspominać piękne momenty z życia naszej parafii w latach jej początków i dalej… a tym samym wspólnie odtworzyć i tworzyć jej historię.
Z perspektywy lat już trudno pamiętać dokładnie daty, fakty, jednak zapewne w sercach wielu z Was śledzących tę stronę, pozostały jakieś fragmenty wspomnień, z którymi warto się podzielić, dając świadectwo wiary dla naszych młodych członków Wspólnoty parafialnej.
Osobiście sięgam pamięcią do lat 70., kiedy jako dziecko poznawałam swój piękny drewniany kościół, który wtedy wydawał mi się bardzo wielki. Nie wiem dokładnie, ile wtedy miałam lat, kiedy po raz pierwszy usłyszałam głos organów, które wspomagały kościelny śpiew. Gdy byłam już nieco starsza, chciałam poznać działanie organowego „cudu”, dlatego czasami wchodziłam do pustego, zawsze otwartego kościoła, by po stromych drewnianych schodach wspiąć się na tajemniczy chórek. Wtedy trzeba było mieć wiele odwagi, gdyż trzeszczące deski podłogowe wydawały „przerażające dźwięki”, które czasem zmuszały do ucieczki.
Kościół, o ile sięgam pamięcią, był zawsze przystrojony w „ogródkowe” i polne kwiaty, które postawione przy drewnianych świętych figurach: przy figurze Najświętszego Serca Jezusa, Św. Józefa oraz przy figurze Najświętszej Maryi Panny z berłem w ręku, jakby pomnażały jego wielkość i piękno.
W drodze do szkoły uczniowie często wstępowali do kościoła, aby na stopniu ołtarza pomodlić się przed lekcjami, prosząc Jezusa w Najświętszym Sakramencie o dobre stopnie z klasówek.
Niezapomniane wrażenie wywoływały na mnie adoracje Najświętszego Sakramentu podczas Triduum Paschalnego. Na dwóch klęcznikach postawionych przed Ciemnicą oraz Grobem Pańskim klęczały ubrane w białe sukienki komunijne, małe i starsze dziewczynki, które na zmianę w ciągu godziny intonowały wielkopostne pieśni. Pośród nich byłam i ja, dumna, że mogłam klęczeć na specjalnym klęczniku, który przypominał klęcznik naszego Ukochanego, świątobliwego ks. Proboszcza Edwarda Fąfary. W czasie Triduum Paschalnego parafia modliła się do późnej nocy. Jeszcze dzisiaj brzmią mi gdzieś w podświadomości śpiewane przez lud na dwa głosy pieśni pasyjne, np. „Dobranoc, Głowo Święta” oraz „Gorzkie Żale” śpiewane na zmianę: mężczyźni i kobiety.
To były moje pierwsze formacyjne, duchowe doświadczenia. Kontakt z parafią pogłębił się w latach 1975 – 1983. W tych latach tworzyły się pierwsze, zorganizowane grupy parafialne dla dzieci i młodzieży. W 1975 roku na szczawską parafię został posłany charyzmatyczny ksiądz Tadeusz Kardyś, który wraz z s. Janiną Staszałek i pozostałymi Siostrami Służebniczkami zatroszczyli się o rozwój duchowy młodych parafian. Ks. Tadeusz poprzez katechezy, uczył nas bycia żywymi, aktywnymi członkami Wspólnoty Parafialnej. Po raz pierwszy w moim życiu mogłam uczestniczyć, np. w Konkursie Biblijnym, Konkursie Rysunku Religijnego i innych atrakcyjnych formach przekazu wiedzy religijnej.
Wielkim przełomem życia parafialnego było zorganizowanie scholi parafialnej, która śpiewem psalmów upiększała wszelkie uroczystości i święta Roku Liturgicznego. Różnie z tym śpiewem bywało. Czasami trudno było wejść w wyćwiczoną melodię, co wywoływało cichy śmiech w uczestnikach Liturgii, ale nie poddawałyśmy się i zaczynałyśmy kilka razy aż do skutku. Siostra Janina Staszałek – zainwestowała w teatr religijny. Dwie pierwsze prekursorki, w czasie gdy do parafii przyszedł nowy wikariusz – ks. Kazimierz Borczewski, zostały wysłane na oazę teatralną organizowaną przez grupę teatralną działającą we współpracy z tarnowskim seminarium. Podczas tej oazy wykładowcy seminarium starali się zaszczepić w młodzieży miłość do teatru. S. Janina, mając już fachową pomoc, zaczęła organizować w kościele religijne przedstawienia, m.in. Jasełka, Tajemnice Różańcowe, Mękę Pańską, Samarytankę i wiele innych, których już nie pamiętam…
Przedstawienia odbywały się w prezbiterium kościoła. Znoszono duży ołtarz i przed Tabernaculum ustawiano dekoracje. Aktorzy w wieku od 7 do 50 lat dawali wszystko z siebie, aby nie tylko umilić czas licznie przybyłym parafianom, ale także wzbudzić w nich uczucia religijne.
Inną grupą była Wspólnota Apostolska, która zajmowała się odwiedzaniem chorych, rozmową z nimi i często praktyczną pomocą, np. w zakupach.
Siostry Służebniczki, mające wiele pięknych, dobrych pomysłów na głoszenie Ewangelii, zorganizowały także Grupę Dzieci Maryi. Formacja maryjna dziewcząt zapewne zaowocowała w ich życiu religijnym. Była to wspaniała inicjatywa duchowa.
W parafii prężnie działała także formacja ministrantów.
Aby ucieszyć serca dzieci i młodzieży przynależącej do poszczególnych grup, s. Janina i kolejni księża wikariusze organizowali dla nich autokarowe wycieczko – pielgrzymki. Dzięki tym, czasem bardzo dalekim wyjazdom, np. do Niepokalanowa, otwierały się nam nowe horyzonty, przychodziły nowe doświadczenia religijne, szersza wiedza, która inspirowała do poszukiwań, odkryć, a w późniejszych latach do podejmowania nowych, trudnych decyzji życiowych.
Miłym akcentem dla wszystkich członków zorganizowanych grup parafialnych był zawsze tzw. „Opłatek”. W wyznaczonym dniu organizowali się wszyscy, aby umilić „opłatkowy wieczór” poprzez słodkie wypieki, opłatkowe niespodzianki, wesołe skecze. Taka „wspólnotowa” radość pomagała nam budować relacje przyjaźni oparte na wzajemnym szacunku.
Jeszcze jeden akcent przychodzi mi na myśl: udział w pieszych pielgrzymkach do Częstochowy. Miałam tę wielką radość uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu wraz z moją koleżanką z klasy. Były to lata szkoły średniej – 1982 rok. W kościele usłyszałam ogłoszenie o organizowaniu grupy pielgrzymkowej przez parafię w Kamienicy. Nie mogłam nie odpowiedzieć na to zaproszenie, gdyż bardzo chciałam pójść pieszo do Częstochowy, by pokłonić się Maryi i wyrazić swoje skryte prośby. Wraz z koleżanką zgłosiłyśmy nasz udział ks. proboszczowi E. Fąfarze i potem już wszystko potoczyło się prawie cudownie. Wyruszałyśmy wraz z Pielgrzymką Krakowską, która wchodzi do Częstochowy na 15 sierpnia. Pięć dni marszu i pięć dni niesamowitych przeżyć. W roku 1983 wyruszałam ponownie, tym razem z Nowego Sącza z Pielgrzymką Tarnowską. Tym razem szło nas więcej – kilkanaście osób. Pielgrzymkowy zwyczaj przetrwał wiele lat.
Potem przyszła ważna chwila w moim życiu – decyzja podjęcia powołania zakonnego. Dzięki temu, że miałam dobrą formację duchową, dobre podstawy wychowania religijnego w domu rodzinnym, w szkole poprzez katechezę i udział w działalności grup parafialnych, moje wstąpienie do Zgromadzenia Córek Matki Bożej Bolesnej – Serafitek było jakby kontynuacją pragnienia bycia w bliskości z Bogiem. Tęsknota za Nim, która wzrastała wraz z moim dojrzewaniem wiary, mogła spełnić się w powierzeniu się Bogu poprzez konsekrację, poprzez złożenie ślubu bycia dla Niego na zawsze.
Dziś po 36 latach w Zgromadzeniu, jako szczęśliwa Siostra Franciszkanka – serafitka dziękuję Jezusowi, Jego Najświętszemu Sercu, że zechciał spojrzeć na mnie i powołać do wyłącznej służby Jemu w ubogich, chorych, w sierotach, w tych najmniejszych, najbardziej potrzebujących. Wielkim darem Boga dla mnie jest możliwość głoszenia Jezusowej Ewangelii w dalekiej Boliwii, na ziemi Indian. Sześć lat temu zostałam posłana tutaj do domu dziecka w Santa Cruz, aby dla porzuconych, nieszczęśliwych dzieci stać się matką i siostrą. Na wzór św. Franciszka i Założycieli Zgromadzenia pragnę stać się narzędziem Bożego pokoju, przedłużeniem Miłosiernych, pełnych miłości dłoni Boga. Aby spełnić tę misję, potrzebuję pomocy modlitewnej. Dlatego bardzo pokornie proszę Kapłanów i wszystkich Wiernych z Parafii Szczawa o dalsze wsparcie duchowe. Życzę Przewielebnym Kapłanom i wszystkim Ukochanym Parafianom, aby Bóg, Najwyższe Dobro błogosławił Wam w każdym dniu pielgrzymki do domu Ojca.
Z darem modlitwy
s. Andrea Gabriela Dutka
Boliwia, Santa Cruz, 20.06.2020